Jak się dostać na Alaskę
Noclegi
Zakupy i jedzenie
Drogi i ruch uliczny
Bezpieczeństwo
Higiena
Pogoda
Planowanie wyjazdu
Kontakt z rodziną i znajomymi

Jak się dostać na Alaskę

Jeśli ktoś ma dużo czasu, to może kombinować ze statkiem albo z Kamczatką. A jak ktoś ma go niewiele, to musi mieć sporo pieniędzy. Niewygodna jest nie tylko cena, ale i sama podróż. Najwygodniejszy dojazd to prawdopodobnie lot Condorem, który z Frankfurtu leci już bezpośrednio na Alaskę, ale jest to wydatek rzędu 1350$-1400$ no i loty są tylko dwa razy w tygodniu. My lecieliśmy KLM, a potem Nortwestem, który współpracuje z KLM. Taki lot to minimum dwie przesiadki (w Amsterdamie i w Stanach). W drodze powrotnej mieliśmy 3 przesiadki, ale tylko dlatego, że chcąc w pełni wykorzystać urlop uparliśmy się na powrót jedynego, konkretnego dnia. Bilet taki w dwie strony kosztował 1150$ na osobę.

Z KLM-em do Stanów można zabrać dwie sztuki bagażu po 32kg. Rower z bagażami na pewno nie będzie ważył więcej, więc za przewóz roweru nie trzeba dodatkowo płacić. Należy go tylko odpowiednio zapakować w kartonowe pudło. Radzę zapakować tak, aby w żadnym miejscu pudła nie wybrzuszała się żadna część roweru, bo może ulec uszkodzeniu. My nie wykręciliśmy zacisków z kół i jeden został złamany podczas transportu. Natomiast i w jedną i w drugą stronę wszystkie bagaże dojechały razem z nami tym samym samolotem.

Noclegi

Prawie zawsze spaliśmy na dziko. Tak jest ładniej i taniej. Poza tym, kempingi na Alasce owszem są bardzo ładne - w lesie wśród drzew, każdy ma własną kameralną miejscówkę ze stolikiem, czasem z grillem, ale praktycznie jest to wszystko co oferuje taki kemping za 6$-15$. Oprócz tego są jeszcze kible z dziurą w ziemi i pompa z zimną wodą. Brak jakichkolwiek łazienek, choćby z zimną wodą, nie mówiąc już o prysznicach. Kempingowanie na dziko na Alasce jest dozwolone, chyba, że stoi tabliczka zabraniająca obozowania. Oczywiście należy też uszanować teren prywatny. Miejsce na namiot jest bardzo łatwo znaleźć. Dużo prościej niż w Norwegii. Nocowanie na dziko jest bezpieczne, jeśli chodzi o ludzi. Być może jakieś zagrożenie mogą stanowić niedźwiedzie, ale jeśli zachowuje się rozważnie, nie wchodzi się głęboko w krzaki, nie nocuje się z jedzeniem w namiocie, to chyba nic nie powinno się stać. Na wszelki wypadek zawsze spinaliśmy na noc rowery linką, jednak myślę, że nie było to konieczne.

Zakupy i jedzenie

W niektórych okolicach jadąc rowerem można nie natknąć się na sklep spożywczy przez 4-5 dni. Robiąc zakupy należy wcześniej sprawdzić w przewodniku, gdzie będzie następny sklep i uwzględnić to w objętości zakupów. Często sklep jest, ale wybór w nim może być mizerny, a ceny dużo wyższe niż w supermarkecie. Jeśli ktoś potrafi się żywić chipsami, candy barami i zimną sodą, to na pewno nie zginie. Kiedyś policzyłam w małym sklepiku lodówki z zimnymi kolorowymi napojami - było ich 20. Dwadzieścia wysokich dwumetrowych lodów wypełnionych colą itp, natomiast brakowało muesli czy innych płatków do mleka. Supermarkety, które można znaleźć w kilku większych miastach to Safeway, Fred Meyer, Carrs, WallMart (chyba tylko w Anchorage).

Warto wyrobić sobie kartę zniżkową obowiązującą w sieci Carrs i Safeway. Można to zrobić w dowolnym sklepie tej sieci. My taką mieliśmy i wiele razy nam się przydała. Wszystkie przewodniki mówią, że nie należy pić wody bezpośrednio ze strumieni, bo żyją w nich pasożyty, a głównie Giardia lamblia. Taką wodę należy gotować co najmniej minutę (niektóre źródła podają, że 5min). Kupiliśmy też pierwszego dnia w Anchorage specjalne tabletki do uzdatniania wody, ale ani razu ich nie użyliśmy. Wodę z kranu lub studni zawsze dostawaliśmy w sklepach, na stacjach benzynowych, zajazdach, kempingach bądź prywatnych domach. Raz chyba tylko gotowaliśmy wodę.

Jeśli chodzi o używanie kart płatniczych, to mieliśmy trzy: VE, Maestro i kredytową VC. Działały wszystkie i nigdy nie odmówiono nam przyjęcia płatności kartą. Zdarzyło się, że jedna nie zadziałała, to albo płaciliśmy inną, albo wyciągaliśmy gotówkę. Nigdy nie wypłacaliśmy pieniędzy z bankomatu.

Oto przykładowe ceny:

kartka pocztowa - najtańsze 5 za dolara
puszka tuńczyka - ok.1$
chleb 800g - 1,3$-2$
bułki do hot-dogów 8 sztuk - 1,6$-2,5$
dżem 320g - 3,5$
herbatniki-markizy -  2,7$-3,5$
mleko 1l - 1,3$
twarożek 1kg - 3,5$
jabłka 1kg - 2$-4$
pomidory 1kg - 3$-6$
banany 1kg - 2$
winogrona 1kg - 4$-6$
brzoskwinie w puszce  - 1,6$-2$
cały pieczony kurczak - 7$-8$
sok ananasowy 1.3l  2,5$-3,3$
śliwki 1kg - 1$-5$
płatki śniadaniowe 1,5kg - 8$-14$
Snickers King Size - 1$-1,7$
czekolada 200g - 2$
Coca-Cola 2L - 2$-3$
ryż 1kg - 2$
mleko w proszku na 4litry - 4,8$
gaz 450g -7$
szynka z kurczaka 150g - 3,5$-4,5$

Drogi i ruch uliczny

Często drogi są mocno ruchliwe. Kierowcy jeżdżą dość szybko. Jednak nawet tam, gdzie ruch jest duży jest dużo bezpieczniej niż w Polsce. Prawie wszędzie jest szerokie (często o szerokości jednego pasa jezdni), wygodne pobocze, oddzielone od pasów dla samochodów wyżłobieniami, które ostrzegają kierowcę, gdy zjedzie trochę na pobocze. Poza tym wyprzedzając nas kierowcy najczęściej zjeżdżają na sąsiedni lewy pas. Często nawet, gdy stoimy prawie poza poboczem, omijają nas zjeżdżając na dalszy pas. Nie zmienia to faktu, że na drodze jest głośno. Najgorsze są ciężarówki-potwory. Olbrzymie, długie, ciężkie, rozpędzone. Jeśli z przeciwka nic nie jedzie, to wyprzedzając nas zjeżdżają na sąsiedni pas. Jeśli jednak nie mają takiej możliwości, a pobocze jest wąskie bądź go nie ma, to nie hamują tylko trąbią, a my wtedy zjeżdżamy na bok. Poza tym taki potwór robi straszliwy hałas i podmuch.

Największy ruch panuje na półwyspie Kenai i na wylotówkach z Anchorage, a także między Glennallen a Valdez. Najmniejszy chyba na pozostałej części Richardson Hwy, Parks Hwy między Fairbanks a Veteran Memorial i oczywiście na Denali Hwy. Drogi są dobrze utrzymane oczywiście prócz Denali Hwy, gdzie nie ma asfaltu. Czasami pobocze jest bardziej zaniedbane niż jezdnia właściwa. Często zdarzają się poprzeczne pęknięcia (efekt częstych trzęsień ziemi?) lepiej lub gorzej naprawiane. Nie ma mowy o koleinach.

W większych miastach (Anchorage, Fairbanks, Soldotna) są ścieżki rowerowe. Również wzdłuż Glenn Hwy przez wiele kilometrów od Anchorage ciągnie się bardzo przydatna ścieżka rowerowa. Przydatna, bo ruch jest tam duży. Poza tym tu i ówdzie jest jeszcze kilka odcinków ścieżek, o których piszę w Dzienniku.

Bezpieczeństwo

Bezpieczeństwo na drogach jak wyżej. Bezpieczeństwo podczas spania na dziko jest opisane w części Noclegi. Jeśli chodzi o zostawianie rowerów bez opieki podczas zakupów lub zwiedzania atrakcji, to zazwyczaj spinaliśmy je linkami (bagażu oczywiście nie zabieraliśmy ze sobą). Nie wiem czy było to konieczne, wzięliśmy linkę, ponieważ przed wyjazdem przeczytałam gdzieś, że w Szkocji są złodzieje i zdarza się, że kradną rowery.

W większych miastach zwykle tylko jedno z nas wchodziło do sklepu, a drugie zostawało przy rowerze, z kolei na wsiach wchodziliśmy oboje, a rowerów nie spinaliśmy.

Pewne zagrożenie stanowią pewnie niedźwiedzie. My widzieliśmy 10 misiów, żaden z nich nic od nas nie chciał i nie znaleźliśmy się w sytuacji zagrożenia. Generalnie misio boi się człowieka, więc żeby zaatakował muszą być jakieś konkretne powody, np.
 


Poza pierwszym punktem dość łatwo jest uniknąć wymienionych sytuacji. Poza tym nie wolno trzymać jedzenia i pachnących kosmetyków w namiocie ani gotować koło namiotu. W sprzedaży są specjalne beczułki antymisiowe, gdzie trzyma się jedzenie i kosmetyki. Nie są jednak zbyt wygodne, zajmują dużo miejsca. Każdemu kto będzie nocował na dziko w parku Denali wypożycza się taką beczułkę za darmo. My zabraliśmy z Polski nieprzemakalny worek Ortlieba, chowaliśmy w nim na noc jedzenie i wieszaliśmy na drzewie (jeśli się dało), na krzakach lub jeśli nie było ani tego ani tego, kładliśmy po prostu z dala od namiotu. Gdyby miś go znalazł, na pewno by sobie z nim poradził, ale przynajmniej jedzenie nie leżało razem z nami, no i pewnie nie było go czuć aż tak bardzo.

W razie bezpośredniego spotkania z misiem lub jego ataku absolutnie nie wolno uciekać. Miś, podobnie jak pies, goni jak coś ucieka, bo jego jedzenie też często ucieka - więc ma taki instynkt, taki odruch. A misia się nie prześcignie, nawet na rowerze. Choć jeśli nie jest się samemu, to nie trzeba biec szybciej od misia, wystarczy, że się będzie biegło szybciej niż najwolniejsza osoba w grupie.

Od misia oddalamy się powoli, tyłem i ukośnie. Jeśli widzimy, że idzie za nami zatrzymujemy się. Jeśli nas zaatakuje, to w zależności od gatunku misia, albo udajemy martwego, albo walczymy z całych sił, rzucamy w misia kamieniami. Nie ma co wchodzić na drzewo, przynajmniej na Alasce, bo jak powiadają, te mniejsze misie żywiące się głównie jagodami, wdrapią się za tobą, a te wielkie, utuczone na rybach - strząsną cię z niego.

Te i inne porady można znaleźć tutaj albo tutaj i w wielu innych miejscach w sieci.

Oprócz misiów zagrożenie mogą też stanowić agresywne łosie. My się na takie nie natknęliśmy, ale radzę poczytać w sieci, jak zachować się w razie ataku łosia. Na przykład tutaj.

Higiena

Nie ma co liczyć na publiczne toalety. Rzadko cokolwiek takiego stoi, a jeśli już, to w takiej toalecie znajduje się tylko dziura w ziemi i plastikowa muszla. Żadenj wody. Publiczne toalety z wodą można spotkać w sklepach, muzeach informacjach i tym podobnych obiektach. Poza tym są płatne prysznice, ale raczej drogie - 3-5$, no i rzeki, jeziora i morza.

Pogoda

My trafiliśmy na bardzo dobrą pogodę. Nie spodziewałam się, że na Alasce może być tak gorąco. Upały dochodziły do 30 stopni. I nie był to jednodniowy wybryk, ale kilkanaście dni z rzędu. Byliśmy na Alasce ponad miesiąc i z tego około pięciu dni było deszczowych. Tubylcy mówili, że to bardzo wyjątkowe lato. Lipiec jest bowiem najbardziej deszczowym miesiącem.

Planowanie wyjazdu

Nie można zdecydować się jechać na Alaskę tak w ostatniej chwili, jeśli nie ma się wizy amerykańskiej. Otrzymanie jej chwilę potrwa. Również znalezienie w miarę atrakcyjnego cenowo biletu w odpowiadającym terminie też nie jest najprostsze, tym bardziej, że w wielu biurach panienki pytają: "Anchorage? A gdzie to jest?". Z takiego biura trzeba jak najszybciej uciekać, raczej nie znajdą tam żadnej atrakcyjnej oferty. Jeśli chodzi o Warszawę, to spotkałam trzy biura, w których jarzą: Opal Travel na Karmelickiej, Lucky Flights naprzeciwko ambasady amerykańskiej i Holiday Travel na Nowowiejskiej. Planując wyjazd posłużyłam się głównie Internetem i przewodnikiem Lonely Planet. Niestety nie udało mi się kupić w Polsce porządnej mapy, kupiłam mapę Rand McNally i nie byłam zadowolona. Na miejscu na początku podróży dostaliśmy od napotkanej pani "Mileposta", wielka cegła, ale opisuje każdą drogę niemal kilometr po kilometrze.

Kontakt z rodziną i znajomymi

Nie używaliśmy telefonu komórkowego ze względu na różne systemy, ale również dlatego, że czytałam wcześniej w relacjach z podróży, że zasięg jest dość kiepski. Dzwoniliśmy z aparatów na kartę. W większych (jak na alaskańskie standardy) miastach można było korzystać z internetu w bibliotekach lub kawiarenkach internetowych.

Strona główna

(c) Renata Gołębiowska, Paweł Paroń

Free Web Hosting