13.VII-19.VII    20.VII-26.VII    27.VII-2.VIII    3.VIII-11.VIII    Strona główna


20 lipca - 90,6km; 6h

Pobudka o 7:00. Słychać jakby mżyło, ale to nie deszcz, lecz rój muszek rozbijających się o namiot. Dziwne, bo wieczorem ich nie było, a na pewno nie w takich ilościach.

Od rana sucho, więc wyruszamy o 9:00. Pojawia się słońce i nawet długo świeci. Przez 30km mamy generalnie w dół, do Loch Lochy. Przejeżdżamy Caledonian Canal i jedziemy szlakiem rowerowym zachodnią stroną Loch Lochy. Droga bardzo fajna, najpierw publiczna B8005 - asfaltowa, a potem szutrowa, już kompletnie bez samochodów. Cieszymy się, że znaleźliśmy ten szlak, bo z drugiej strony jeziora dobiega nas szum ciągnących nieustannie samochodów. Jedziemy cały czas lasem, piękne widoki [1, 2] i ciepło.

Dojeżdżamy do Invergarry, ścieżka przechodzi przez miasteczko, a potem wzdłuż Kanału Kaledońskiego, po drodze, po której ciągnie się łodzie. Zajeżdżamy do Fort Augustus, dalej szklak ok. 2km idzie ulicą i znów wchodzi do lasu. Znowu trzeba się wdrapać na górę, ale za to jakie widoki (tym razem na Loch Ness: 1, 2). W Invermoriston oglądamy jakiś strasznie stary most. Dalej znów szlakiem, ostro pod górę, do lasu. Tutaj wreszcie się rozbijamy; wśród midges.

21 lipca - 65,7km; 5h

Pobudka o 8:00. Miło obudzić się w lesie, ciepło, a midges jeszcze się nie zleciały. Ruszamy po 9:00, widoki nadal niezłe, ale za to droga cały czas wiedzie leśnymi ścieżkami, pod górę i po kamieniach. W rezultacie w ciągu 2h przejeżdżamy niecałe 7km. Cały czas jest upalnie, słońce grzeje. W końcu, w nagrodę mamy super zjazd asfaltową drogą. Jak to zwykle na takich bocznych szkockich górskich drogach pełno jest dołków i pagórków i podczas zjazdu robi się trochę niedobrze, jak na rollercoasterze.

Dojeżdżamy do Drumnadrochit, znajdujemy toalety i Paweł postanawia zakończyć eksperyment z brodą. Z dala oglądamy Urquhart Castle, wyjeżdżamy z miasta i mamy zamiar dalej jechać szlakiem, ale jakoś na niego nie trafiamy. Jedziemy więc drogą, ruch duży, ale jeszcze tylko 21km i czujemy się raczej bezpiecznie (nikt nikogo nie wyprzedza! Nas, oczywiście, wyprzedzają).

W Inverness skręcamy na Highland Games, które się tam właśnie odbywają, ale okazuje się, że wygląda to jak jakiś hałaśliwy festyn RMF FM, tłumy ludzi i wstęp 3,5£. Szybko się wycofujemy. Za to centrum miasta bardzo ładne. Jeszcze tylko zakupy w Tesco i kierując się znakami dla rowerzystów opuszczamy miasto przez Kessock Bridge. Za mostem nadal kierujemy się ścieżką rowerową i jedziemy nad samym morzem. Po drodze dzwonię do jakiegoś domu, żeby poprosić o wodę. Pani pokazuje nam kran na ulicy, ale jednocześnie zaprasza na herbatę. Dziękujemy i zaczynamy szukać noclegu, ale na brzegu mnóstwo obeschniętych brązowych wodorostów, więc wybrzydzamy. Trochę bez sensu, bo zaczęło padać i w końcu przyszło nam się rozbić w lasku, ale bez wody.

22 lipca - 108,7km; 6h

W nocy kilka razy budziłam się, bo beczały owce. Całą noc padało, ale nad ranem przestało, więc zwinęliśmy się i ruszyliśmy w drogę. Dojechaliśmy do Muir of Ord i zrobiło się gorąco. Nad rzeką zażyliśmy spóźnionej kąpieli, i potem dalej drogą A862, mały ruch i prawie zupełnie płasko. Szybko dojeżdżamy do Dingwall. Misteczko bardzo ładne, zresztą, jak wszystkie tutaj; z małymi domkami, kościołem, wieżyczkami.

Potem A862 przechodzi w A9 i tu ruch jest już duży, ale za to czeka nas również nagroda. Nad morzem dostrzegamy grupkę wylegujących się w słońcu fok. Odbijamy w boczną drogę, w lewo, na Evanton i potem do Alness (kolejne dwa urocze miasteczka). Następnie B817 nad samym morzem; po lewo - śliczne zadbane domki, po prawo - ładny widok na morze. Pogoda piękna, wiatr w plecy - cudo.

Znowu wpadamy na A9 i przegapiamy objazd bocznymi drogami po lewej stronie drogi. Za to później robimy objazd po prawej stronie przez Tain. Znowu A9 i mostem przez fiord. Na mapie most wydawał się znacznie dłuższy, w rzeczywistości ma zaledwie kilometr. Za mostem robimy objazd przez Dornoch. Dornoch okazuje się być kolejnym uroczym turystycznym miasteczkiem, które przypomina dekoracje do filmu. I znowu A9 (ruch jest już mniejszy), którą dojeżdżamy do Dunrobin Castle. Zamek jest piękny i okazały. Jest już zamknięty, ale za to można pospacerować po ogrodach [1,2].

Za zamkiem pora szukać spania, okolice jednak dość mocno zaludnione, więc są kłopoty. Chcemy nad morzem, ale wszystko pogrodzone. Za Brora znajdujemy jakąś ścieżkę wiodącą w kierunku morza. Po drodze zaczepia nas babcia-właścicielka kempingu, koło którego przechodzimy i mówi, że nad morzem jest pole golfowe i nie można się tam rozbijać. Pewnie gdzieś dałoby się rozbić, ale babcia patrzy na nas natarczywie, a kemping kosztuje tylko 4£ za namiot, więc decydujemy się zostać, tym bardziej, że wreszcie będzie się można porządnie umyć (prysznic 20p).

Wieczorem jedziemy na plażę. Rzeczywiście jest pole golfowe z pięknie wystrzyżonymi pagórkami, po których super jeździ się rowerem. Na plaży dużo ptaków [1,2] i muszel. Nadal nie pada!

23 lipca - 89km; 5:38h

Od rana lekko pada, ale o 10:00 ruszamy.Jedziemy do Wicka, chcemy znaleźć jakiś sklep rowerowy, bo Paweł znów potrzebuje opony na tył, w tej robią się dziury. Chcieliśmy popędzić, żeby zdążyć przed zamknięciem sklepu, ale okazało się, że mamy przed sobą spore góry (zaczęły się za Heimsdale). Mamy cały czas nieźle pod górę i wciąż pada. Wreszcie wdrapaliśmy się i byłyby niezłe widoki, ale chmury wiszą nisko. Potem jest niezły zjazd, tylko, że w deszczu. Dalej do Wicka jest dość pagórkowato, ale nie są to żadne wysokie góry.

Do miasta dojechaliśmy o 15:30, więc sklep był jeszcze otwarty. Kupiliśmy oponę (6£), zrobiliśmy zakupy w Safewayu i zjedliśmy obiad. Za Wickiem jest już właściwie płasko, ale nadal pada. Wszystko pogrodzone, do morza nie ma dostępu. Dopiero w Keiss jest zjazd na plażę. Na plaży jacyś faceci puszczają latawca, pytamy ich, czy gdzieś tu można rozbić namiot; mówią nam, żeby pojechać kawałek plażą (fajnie się jeździ po plaży) i tam będzie się można rozbić przy wydmach. Tak też robimy.

24 lipca - 88km; 5:50h

Piękny, słoneczny poranek. Budzimy się przed 7:00, a tu złocista plaża i morze połyskują w słońcu. Pędzimy umyć się w morzu, a potem jemy śniadanie na plaży. Żal ruszać, jeszcze tylko parę okrążeń po plaży i ruszamy do Duncansby Head. Krajobraz, tak jak i wczoraj dość wsiowy tzn. pola uprawne, płasko i kiepskie chałupy.

Na Duncansby Head fajowo - dużo ptaków, piękne widoki, bo i pogoda ładna, skały, klify. Schodzi nam tam dwie godziny. Następnie jedziemy do kolejnej atrakcji tego dnia - Dunnet Head, tylko, że akurat wiatr w pysk. Nie, żeby jakiś strasznie mocny, ale jednak przeszkadza i spowalnia. Trochę zaczęło kropić, ale przejściowo. Dojeżdżamy na miejsce i akurat trafiamy na latające przy klifach maskonury (są mniejsze niż myślałam), do tego jeszcze widoki, bo niebo bez chmur.

Do Thurso znowu pod wiatr i znowu wsiowo. Samo miasto niezbyt ładne. Za miastem szukamy miejscówki. Skręcamy do Scrabster, ale pudło. Potem jedziemy A836 pilnie rozglądając się, ale wszystko pogrodzone, albo rośnie zboże, albo coś się pasie. Znowu pod wiatr i po oporowym asfalcie. Wreszcie droga odbija w kierunku morza do Crosskir i strzał w dziesiątkę. Pytamy jakichś babci, gdzie tu można się rozbić i kierują nas na polanę przy morzu, przy strumyku i przy klifach - b. ładnie i wygodna łazienka. W dodatku nie pada i w ogóle jest super.

25 lipca - 55km; 4:14h

Nie ma słońca, ale i nie pada. Ruszamy o 9:30. Przeciwny wiatr opóźnia, ale nie jest to wiatr islandzki. Początkowo w dalszym ciągu łany, ale za Reay pojawiają się górki [1,2]. Pogoda ładna, wyszło słońce i jest ciepło.Strasznie to nas rozleniwia i ciągle robimy popasy i wygrzewamy się w słoneczku (prawdopodobnie wyczerpały się nam zapasy witaminy D).

Dojeżdżamy do Bettyhill, z góry widać ładną plażę. Pytamy mieszkańców - babcię i dziadka - o dojście do plaży. Mówią, że możemy sobie otworzyć bramę, na której wisi tabliczka "Keep out" i wejść. Wchodzimy, ale do plaży kawał drogi przez jakieś rozlewisko, pastwiska i wydmy. Ja nie mam siły pchać, Paweł się wścieka, a ja mówię, że nie pójdę dalej i chcę wracać. No i nie widzieliśmy plaży.

Jedziemy dalej A836 i zaraz odbijamy na lewo w B871. Zaraz za skrętem zaczynamy rozbijać namiot. Gdy namiot już prawie stoi, zlatują się midges, więc szybko pakujemy się i jedziemy dalej. Po paru kilometrach znajdujemy miłą miejscówkę nad rzeką i bez much.

26 lipca - 91,2km; 5:43h

Gdy budzimy się o 8:00 okolice spowijają mgły. Stopniowo mgły i chmury podnoszą się i odsłaniają góry. Ruszamy na południe B871, urocza dolina, ładne widoki i cieplutko. Po raz pierwszy rozbieramy się do krótkich spodenek. Samochodów prawie nie ma, a co ważniejsze w ogóle nie ma motocyklistów (ci to są uciążliwi). Po drodze mijamy kilka mostów na linach.Potem rzeka przechodzi w jezioro.

Z Altnaharry kierujemy aię drogą na Hope (taką, gdzie to kempingi nie mogą jeździc). Z tej drogi mieliśmy odbić w lewo w jeszcze mniejszą unsurfaced road, ale ją przegapiliśmy (pewnie na jakimś zjeździe). W sumie wszystko jedno, jedziemy na Hope. Za jakiś czas zresztą okaże się, że będziemy bardzo zadowoleni z tej zmiany kierunku.

Po drodze oglądamy jeszcze stary broch (okrągła wieża z kamienia) sprzed 2tys. lat, a potem zjeżdżamy do Hope. Po 15:00 zaczyna padać i tak już do końca dnia, choć Paweł co chwila mówi, że już przestaje.

Za Hope trochę podjazdu, a potem już generalnie płasko. Objeżdżamy Loch Eriboll drogą A838. Cały czas pada, a gdy tylko zatrzymujemy się, od razu zbiegają się midges. W perspektywie mamy stawianie namiotu w deszczu i w muchach. Naciskamy na pedały i jedziemy dalej, a może wreszcie przestanie padać.

Tuż za Hope widzimy w oddali samotną sarenkę, a kilkanaście kilometrów dalej, przy drodze, razem z owcami pasie się parka: jelonek i sarenka. Sarenka daje się pogłaskać, obwąchuje mnie ciekawsko i fajnie, tylko trochę się boję, że mnie kopnie. W końcu duża jest i tak jakby nogę zadziera. A jelonek zagrzebał się w trawie i obserwuje wszystko z dystansu.

Jedziemy dalej, wciąż pada, ale za to jakieś 5km przed Durness pojawia się kawał piaszczystej plaży. Takiej okazji nie należy przegapić, natychmiast idziemy szukać miejscówki. Jest super miejsce za skałami, na trawie i z widokiem na morze.

13.VII-19.VII    20.VII-26.VII     27.VII-2.VIII    3.VIII-11.VIII    Strona główna

Free Web Hosting